Wam się bardziej.
Rozdział 1.
Siedziałam sama w garderobie i dławiłam lekko tremę, która nie powinna mi towarzyszyć. Wciąż na nowo uświadamiałam sobie, że zaraz wyjdę na scenę przed milionową publiczność. A zaraz potem uświadamiałam, że przecież nie robię tego pierwszy raz. Sama nie wiem który.
To i tak nie zmieniało faktu, że ich tam nie ma. Ani rodziców, ani siostry. Tylko fani, którzy wiedzą o mnie tylko to, że mam cudowny głos i "przejawy przyszłych zdarzeń".
Wizje przyszłości. Wije śmierci, smutku, przykrości, katastrof tego świata. Nic, co byłoby piękne i radosne. Tylko zło ludzkości.
Trema przed koncertem i niewiedza fanów to moje najmniejsze zmartwienia. Najgorsza jest fałszywość mojego życia.
Ciotka udaje wzorową rodzinę zastępczą, by po nocach balować w klubach i u znajomych. Przyjaciele udają sympatie, by nie stracić mego poparcia. Chłopak, Chris miłość udaje tylko przed kamerą. A ja udaję szczęśliwą nastolatkę, która prowadzi różowe życie gwiazdy rock. Wszystko to wielkie kłamstwa.
Przerwałam swoje smętne rozmyślania. Poczułam się obserwowana. Bardzo dziwne. Nikogo nie ma w garderobie, a ja poczułam wyraźnie czyjąś obecność. Jakby ktoś mnie obserwował.
Nie obserwuję cie. Rozległ się na pozór poważny głos.
Podskoczyłam w fotelu i uderzyłam się w głowę szczotką do włosów, którą akurat się czesałam. Bacznie rozejrzałam się po pomieszczeniu.
-Kto to powiedział? - zapytałam i od razu poczułam się głupio mówiąc sama do siebie.
Uświadomiłam sobie kolejną rzecz: jest późno, jestem zmęczona i mam omamy.
Nie masz omamów. Jestem Josh. Odezwał się głos. Przyjemny, ciepły jak płynny miód.
Podejrzliwie rozglądałam się po pokoju.
-W takim razie gdzie jesteś? Nie widzę cię.
I raczej nie zobaczysz. Akurat teraz jestem w Seattle. A ty?
-Nie podaję takich informacji komuś, kogo nie znam. I nie widzę! - odpowiedziałam, wciąż rozglądając się jakby chłopak miał zaraz wyskoczyć z kąta.
Rozległ się cichy zmysłowy śmiech. Od takiego śmiechu każdej dziewczynie miękną kolana.
Rozumiem, nie ufasz mi. Ale nie musisz się mnie bać. Nie mam złych zamiarów.
-To mnie jakoś nie uspokoiło. Zresztą nie boję się ciebie, ale ci nie ufam.
Ponownie odpowiedział śmiechem. Wierzę, że się nie boisz. Może zaufasz mi na tyle, by powiedzieć jak masz na imię?
Uśmiechnęłam się wbrew sobie. Naprawdę się nie bałam, mało rzeczy mnie straszy. To po prostu nowa sytuacja. Bardzo dziwna, wręcz nierealna sytuacja.
-Mam na imię Allyson.
Ładne imię, Alyson. Odparł z powagą.
Gdy wypowiedział moje imię po moim ciele przeszedł dreszcz co wywołało miłe uczucie. Jedyne co udało mi się wykrztusić to:
-Dziękuję. - zamyśliłam się. -Jak to się dzieję, że cię słyszę, ale nie ma cię tu? - zapytałam zaintrygowana.
Telepatia. Wyjaśnił jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.
-Telepatia? To jakieś wariactwo.
Masz zdolności telepatyczne. Tak jak ja. Nie wiedziałaś o tym? Zapytał zdziwiony.
Potrafię przewidzieć przyszłość, ale nigdy nie rozmawiałam z nikim w ten sposób. - pomyślałam. I od razu się za to zbeształam. W tej chwili wolałabym być gdzieś indziej. Najlepiej gdzieś głęboko w ziemi, albo pod wodą. Byle nie słyszeć jego następnych słów.
Ale czemu się przejmuję? Przecież on mnie nie zna, ja go nie znam.I pewnie nigdy się nie poznamy.
Moje obawy okazały się bezpodstawne, gdyż nie usłyszałam słów, których się spodziewałam.
Przewidzieć przyszłość? Nie wiedziałem że to możliwe.
Owszem był zdziwiony, ale nie zachował się krytycznie. Raczej podszedł do sprawy jakby poznał nowy smak lodów. Trochę mnie to uspokoiło. Ale tylko trochę.
-Mówi gość, który ma zdolności telepatyczne. - Nie byłam w stanie powiedzieć tego poważnym tonem.
No dobra, masz rację. To musi być fajne, przewidywanie przyszłości.
-Taa. To super sprawa. - Zrobiłam się nagle przygnębiona. Nie miałam ochoty o tym mówić. Z nikim o tym nie rozmawiałam, oprócz rodziców.
I oczywiście tego cholernego psychologa. Ciotka Jessica uważała, że coś ze mną nie tak. Próbowała mnie “wyleczyć”.
Coś się stało? W jego głosie wyczułam troskę.
Dlaczego tak go to interesuje? Przecież mnie nie zna. Może dla wszystkich jest taki. I kim on w ogóle jest? Mam omamy. To na pewno tylko zmęczenie. A może ludzie mieli rację, mówiąc że zwariowałam? Pozbyłam się natrętnych myśli i skupiłam na nieznajomym.
-Nic, tylko przypomnieli mi się rodzice. Byli mi najbliżsi. Tylko oni mnie rozumieli. - Wzięłam głęboki oddech by zapanować nad drżeniem głosu. Dlaczego mu to mówię? Ale przecież go tu nie ma. Mówię sama do siebie. -Zmarli rok temu.
Przykro mi.
-Dzięki.
Poczułam się dziwnie, ale bezpiecznie. Bezpiecznie przy nim. To naprawdę dziwne, bardzo.
Mówisz jakbyś nie miała nikogo innego poza nimi.
-Bo miałam tylko ich. A w każdym razie takie mam wrażenie. Prawie nie widuję ciotki, choć mieszkamy razem. - zaśmiałam się gorzko.
Nie rozumiem tego. Mieszkasz z nią, ale jej nie widujesz? Pewnie za dużo pracuje.
-Nieważne. Nie wiem czemu ci to wszystko mówię.
Josh rozważnie nie kontynuował dalej tego tematu. Byłam mu za to wdzięczna. Nie lubię rozmawiać o rodzinie, ani o swoim darze.
-Może powiedz coś o sobie. - poprosiłam, siląc się na przyjazny, wręcz obojętny ton.
Nie ma dużo do mówienia. Jutro wracam do Nowego Jorku.
Zesztywniałam na tę wiadomość. Nowy Jork. Mieszkamy w tym samym mieście... Nie to duże miasto, nigdy się nie spotkamy.
Postanowiłam zachować swoje rozmyślania dla siebie. Nie chcę zawierać nowych znajomości. Szczególnie że on wcale nie istnieje. Jest wytworem mojej wyobraźni.
Wstałam i podeszłam do lustra by poprawić makijaż. Nakładałam właśnie błyszczyk, gdy nawiedziła mnie jedna z wizji. Wessałam powietrze przez zaciśnięte zęby. Obrazy migały klatka po klatce.
Dziewczyna – nastolatka, brązowe włosy, niska. Przystanek autobusowy. Mężczyzna – wysoki i postawny, ma zaciągnięty kaptur na twarz. Jest ciemno. Mężczyzna podchodzi do młodej dziewczyny, która czeka na przystanku autobusowym. Wyciąga coś z kieszeni. Nóż. Napastnik atakuje. Dziewczyna pada na ziemię. Mężczyzna klęka obok. Coś zabiera. Wszystko jest jakby za mgłą. Nie potrafię rozpoznać rysów dziewczyny ani jej oprawcy. Wstaje i ucieka. Zostawiając dziewczynę nieżywą.
Rabunek. To było morderstwo na tle kradzieży. A raczej będzie.
Zdałam sobie sprawę że siedzę na podłodze i opieram się o ścianę. Byłam w szoku. Tak się zawsze działo po wizjach. Mimo że mam je odkąd skończyłam dziewięć lat, nadal się nie przyzwyczaiłam. Wizje zawsze przychodzą nieoczekiwanie. Nigdy nie jestem na nie gotowa, a po wszystkim zawsze roztrzęsiona. Łzy napłynęły mi do oczu. Nie zamierzałam ich powstrzymywać. Spływały więc po policzkach nieprzerwanie, rozmazując makijaż.
Alyson? Wszystko dobrze? Co się stało? Gorączkowo dopytywał się Josh.
-Wszystko dobrze. To tylko wizja. - głos mi się załamał. -To nic takiego.
Co zobaczyłaś?
-Morderstwo. Mężczyzna zabił dziewczynę, a potem zabrał coś.
Kiedy to się stanie? Kim ona jest?
Zaskoczyły mnie jego pytania. Fachowe wręcz. Rodzice zawsze pytali tym samym stanowczym tonem. Zawsze zadawali te same pytania, by dowiedzieć się jak najwięcej informacji.
-Nie wiem.
Wstałam powoli z podłogi. Powłócząc nogami doszłam do krzesła. Zamknęłam oczy. Gdy tylko to zrobiłam znowu ukazały mi się sceny z wizji. Szybko je otworzyłam i wlepiłam wzrok w sufit. Bądź twarda!
-Dlaczego ze mną rozmawiasz? - zapytałam, uspokoiwszy się trochę. Nurtowało mnie to od kilku minut.
To znaczy? Nie zrozumiałem pytania. Wyrwałam go z zamyślenia. Zastanawiało mnie o czym myślał.
Ale przecież go nie ma, nie istnieje. Jest wytworem mojej wybujałej wyobraźni!
-Chodzi mi o to jak to się stało, że... - szukałam odpowiednich słów. - połączyliśmy się umysłami? Nie wiem jak to nazwać.
Po prostu. Przeszukiwałem różne kanały i natrafiłem na ciebie.Otworzyłam usta i ponownie je zamknęłam. Dopiero po chwili zdołałam cokolwiek wykrztusić.
-Przeszukiwałeś kanały...? Teraz ja nic nie rozumiem.
Pogadamy jutro. Nagle zmienił temat. Już późno, pora spać. Wydawało mi się że on chce się mnie pozbyć.
Nie chce się ciebie pozbyć. Po prostu czuję twoje zmęczenie.
Jeszcze długo nie pośpię.
-Dobranoc. - mówię.
Mimo dręczących mnie wspomnień wizji, szybko się uspokoiłam. Zajęłam się poprawianiem make-up'u i fryzury. Zawsze sama się czesałam i malowałam. Nie lubię gdy ktoś się tym zajmuje, podejmuje za mnie decyzje.
Drzwi do garderoby się otworzyły. Do moich uszu dotarły głosy wołania zabieganych ludzi i dzikie krzyki fanów.
-Wchodzisz za pięć minut. - odezwał się cichy, melodyjny głos menadżerki.
-Dziękuję, Tamaro.
No to się zaczyna. Zamknij oczy. Uspokój się. Robiłaś to już tysiąc razy.
Sprawdziwszy jeszcze raz swoje odbicie w lustrze, wyszłam raźnym krokiem na korytarz. Odrzuciłam na bok wszystkie zbędne myśli. Czekając na wyjście na scenę, słyszałam jak wywołują moje imię. Uśmiechnęłam się na ten dźwięk. Wybiegłam na scenę, łapiąc po drodze mikrofon.
****
Dobranoc.
Zmartwiła mnie wizja dziewczyny. Widzieć morderstwo i nie móc temu zapobiec. Czułem jej smutek, ból, ale przede wszystkim samotność. To ona, samotność, przyciągnęła moją uwagę. Natrafiłem na nią.
Alyson. Nie wiedziałem jak ona wygląda; ile ma lat; gdzie mieszka. Wiedziałem że jest wrażliwa, miła, ale ma charakterek. Ale co najważniejsze, jest samotna. Dlaczego? Tego jeszcze nie wiedziałem. Ta myśl zaprzątała mi umysł. Musiałem ją lepiej poznać. Zrobić wszystko by mi zaufała. By miała przyjaciela.
Drzwi do pokoju się otworzyły.
-Josh, gaś światło. - poprosił Nick.
-Hę. Zaraz gaszę. - odpowiedziałem wyrwany z myśli.
Moje zachowanie rozśmieszyło go.
-Martwisz się jutrzejszym wyjazdem?
-Nie. - odpowiedziałem poważnie. Po chwili namysłu postanowiłem zwierzyć się koledze. -Poznałem dziewczynę. Alyson. Ma wizje przyszłości.
-Alyson? - udał że się zastanawia. -Ładna? - uśmiechnął się znacząco.
Przewróciłem oczami. Cały Nick; tylko dziewczyny mu w głowie.
-Nie wiem. Poznałem ją przez telepatie. - wyjaśniłem. -Bardziej interesuje cie jej wygląd niż to że ma dar jasnowidzenia?
-Hmm. To faktycznie fascynujące. - powiedział z sarkazmem w głosie, pocierając przy tym podbródek. -Jak będziesz wiedział o jej wyglądzie coś więcej, daj mi znać. Chyba że jest już zajęta przez ciebie?
Uśmiechnąłem się do niego szeroko.
-Słyszałem, że masz już dziewczynę. - odpowiedziałem.
Na tę odpowiedź zżędła mu mina. Uśmiech poszerzył mi się na twarzy.
-Dobranoc. - wygoniłem go.
-Nie mam szans, tak? - zapytał kierując się do drzwi.
-Pa. Idź do Hekate.
Nick widocznie zdołowany, zamknął za sobą drzwi z głośnym trzaskiem.
Wstałem od biurka. Nocna lampka raziła moje oczy. Zgasiłem ją i po ciemku odnalazłem drogę do łóżka. Pusty, ciemny pokój sprawiał dziwne wrażenie. Tylko łóżko i biurko pozostało na swoim miejscu.
Zastanawiałem się czy Hekate będzie zła na Nick'a. Miałem nadzieję że tak.
Rozdział 2.
Obudziłam się z wrażeniem że coś jest nie tak. Zerknęłam na zegarek, stojący na szafce. Pokazywał siódmą. Spałam tylko cztery godziny. Po koncercie poszłam na imprezę dla vip'ów. Chciałam wpaść tylko na chwilę, a zostałam na ponad dwie godziny ze swoimi niby „przyjaciółmi”.
Na korytarzu ktoś chodził. Po cichu wyślizgnęłam się z łóżka i podeszłam do drzwi. Zaczęłam nasłuchiwać. To była ciotka. Co ona robiła w domu o tej porze? Ostrożnie otworzyłam drzwi i wyjrzałam na korytarz. Nikogo tam nie było. Ruszyłam do kuchni z kąt słyszałam przytłumiony głos Jessici.
Ciotka Jessica jest zaledwie siedem lat starsza ode mnie. Nie wiem czemu mówię na nią ciotka, w końcu ma dwadzieścia trzy lata. Dopiero skończyła, a raczej rzuciła studia.
Siedziała w kuchni przy stole i jadła tosty. Była nadzwyczaj spokojna. Może ma kaca?
Podeszłam do ciotki i zapytałam:
-Co się dzieję?
-A co ma się dziać? - odburknęła. Nawet na mnie nie spojrzała. Na bank ma kaca.
Westchnęłam. Dom i rodzina były tylko na pokaz - przypomniałam sobie.
-Zdziwiłam się, że jesteś w domu o tej porze. - odpowiedziałam i zawróciłam do lodówki.
-Robię tu dziś małe spotkanie towarzyskie. Mam nadzieję, że nie będziesz przeszkadzać. - Po raz pierwszy podczas tej rozmowy spojrzała na mnie, a jej wzrok mówił wszystko.
Taa. Zrobisz kolejną imprezę. - ale tego już nie powiedziałam na głos.
-Możesz przyjść na chwilę. - dodała milszym tonem. -Ale powtarzam. Nie przeszkadzaj.
Tylko po to by pokazać że masz sławną siostrę? Westchnęłam, na usta cisnęły mi się cięte słowa, których potem bym żałowała.
-Jasne. Będę w swoim pokoju. - Ponownie westchnęłam.
Wróciłam do pokoju by się przebrać. Dopiero wtedy przypomniałam sobie o wczorajszej dziwnej rozmowie z tajemniczym Joshem. A może to był sen? - pomyślałam niemal z tęsknotą. Gdy tylko ta myśl przeszła mi przez głowę, poczułam że nie jestem już sama.
Witaj. Odezwał się znajomy głos. W jego tonie nie było ani odrobiny rozbawienia.
-Cześć. - powitałam go siląc się na miły ton.
Masz zły humor. To przez wczorajszą wizję? Czy może przeze mnie?
-Nie. I dzięki że mi przypominasz o wizji.
Więc o co chodzi?
Przygryzłam dolną wargę. Miałam ochotę się komuś zwierzyć. Ale nie wiedziałam czy mogłam mu ufać. Ale komu mogłam ufać? Jedyne osoby, które mnie słuchały nie żyją. Zamknęłam oczy i wzięłam głęboki oddech. Co mi szkodzi?
-Ciotka robi kolejną imprezę. - wyznałam w końcu.
Nie lubisz imprez? Wydawał się zdziwiony.
-To nie o to chodzi. Po prostu... To skomplikowane. - odpowiedziałam rozdrażniona.
Lubię skomplikowane tematy. Odpowiedział niezrezygnowany.
Uśmiechnęłam się na to wyznanie. Zaczynała podobać mi się taka rozmowa.
-Chodzi o to że Jessica każe mi siedzieć w pokoju. Tak jest zawsze. Zresztą nie lubię jej przyjaciół.
Rozumiem.
-Też masz wkurzającą ciotkę? - powątpiewałam.
W odpowiedzi usłyszałam cichy śmiech, który wywołał kolejny uśmiech na mojej twarzy.
Nie. Mam to szczęście. Ale zamiast tego mam kumpli, są tak samo wkurzający.
-To gratuluję szczęściarzu. Będę musiała znaleźć sobie jakieś zajęcie na wieczór. - powiedziałam w roztargnieniu zbierając książki do torby szkolnej, nieświadoma że cokolwiek powiedziałam. Westchnęłam ciężko. -Nienawidzę swojego życia.
Nie może być takie złe.
-Żebyś wiedział że jest.
Wyszłam z pokoju z torbą na ramieniu. Nie fatygowałam się nawet żeby pożegnać się z ciotką. Poszłam do szkoły na piechotę zapominając o śniadaniu. Nie jeździłam autobusem, bo zawsze było tam za dużo ludzi. Do szkoły nie miałam wcale tak daleko. Nie czekałam na swojego ochroniarza Jacka. Chciałam raz pójść do szkoły bez obstawy, szczególnie jeśli gadałam z Joshem. Jack pomyślałby że jestem bardziej dziwna niż zwykle. Co dziwne nikt nie zwracał na mnie uwagi. Może właśnie dlatego że szłam sama?
Razem z siostrą chodziłam do najlepszego prywatnego liceum w Nowym Jorku. Teraz chodzę sama. Kaprys rodziców, którzy chcieli by ich córki były wykształcone na najwyższym poziomie. Zamiast super szkoły wolałabym więcej uwagi Jessici.
Gdybym był na twoim miejscu patrzyłbym na dobre strony tej sytuacji. Odezwał się rozbawiony głos Josha.
-To pokaż mi te dobre strony. - poprosiłam sarkastycznie.
Masz wolność. Możesz robić co chcesz.
-Co to za wolność kiedy nie masz co robić? - zapytałam cicho.
Jak się zastanowić to masz rację. Ale jest mnóstwo rzeczy, które możesz robić.
-Na przykład?
Na przykład. Ja bym poszedł na jakąś imprezę. Nie koniecznie twojej ciotki. Albo do kina na jakiś horror.
-Czy ty się ze mnie nabijasz? Znam cię dopiero od wczoraj, więc nie pozwalaj sobie na wiele. - odpowiedziałam zirytowana. -Ja nie chadzam do kin ani na imprezy. Szczególnie sama.
Zatrzymałam się przed pasami. Samochody przejeżdżały jeden za drugim; końca nie było widać. Na szczęście nie musiałam długo czekać na zielone światło na słupie stojącym obok. Przechodziłam przez pasy razem z grupą ludzi. Do szkoły zostało kilka kroków. Spokojnie cieszyłam się spacerem przez miejską dżunglę.
Wiesz że możesz ze mną rozmawiać poprzez myśli. Nie musisz mówić na głos.
-To dobrze. Ludzie i tak już myślą że jestem nawiedzona, nie chciałabym żeby pomyśleli że jeszcze szalona. - oznajmiłam ironicznym tonem.
Spróbuj. To łatwe.
I co słychać mnie? Zapytałam nieśmiało. To trochę głupie.
Słychać głośno i wyraźnie. I to nie jest głupie. No może trochę.
Zaśmiałam się na co zwróciło uwagę kilka osób zebranych przed szkołą. Nic sobie z tego nie zrobiłam. Przyzwyczaiłam się do takich spojrzeń. Były normalką.
Do klasy dotarłam kilka sekund przed dzwonkiem. Pierwszą lekcją jaką miałam w planie, to matematyka. Już na początku lekcji byłam rozczarowana. Nauczycielka, gdy tylko weszła do klasy, nakazała uczniom wyciągnąć kartki. A to oznacza jedno. Kartkówka! Oczywiście wiedziałam o niej już poprzedniego wieczoru, ale nie miałam głowy do tego.
Okazała się prosta jak drut. Choć przy pierwszym zadaniu miałam problem z koncentracją. Zwracałam uwagę na każdy dźwięk, który przetoczył się po klasie. Josh nie ułatwiał mi zadania.
8,3. Oznajmił rozbawiony głos Josha.
Nie podpowiadaj mi! Przez ciebie nie mogę się skupić!
Na pewno przeze mnie? Przekomarzał się.
Znałam odpowiedź. Nie potrzebuję twojej pomocy, więc się zamknij.
Milczę jak trup. W jego głosie nie było nawet odrobiny rozbawienie kiedy to powiedział.
No jasne.
Reszta lekcji minęła bez dalszych uwag Josha. Wraz z dzwonkiem milczenie się skończyło.
Co teraz masz?
Przewróciłam oczami. Wyszłam z klasy nieśpiesznym krokiem z uśmiechem na twarzy.
Wiesz, musimy kiedyś pogadać w realu.
Hmm. To ta rozmowa nie jest realna? Zapytał.
Nie przestając się uśmiechać doszłam do następnej klasy. Nie co dzień miewałam tak radosne dni.
Radość nie trwała długo. Gdy tylko po lekcjach wyszłam ze szkoły, ujrzałam czekającego na mnie Jacka. Czarny garnitur, ciemne okulary i blond włosy, to wszystko sprawiało że wyglądał jak agent FBI. I nie mijało się to tak bardzo z prawdą. Kiedyś naprawdę był agentem FBI. Na szczęście jeszcze mnie nie zauważył, ale to tylko kwestia czasu.
No super! Ten dzień nie mógł być inny.
Coś się stało?
Przyszedł po mnie ochroniarz. Wyznałam mu nim zdążyłam się powstrzymać.
Ochroniarz?
Mój osobisty ochroniarz. Wyjaśniłam z rezerwą.
Po co ci on? Jesteś świadkiem koronnym czy to może ochroniarz z poprawczaka? W głowie rozbrzmiał mi cichy gardłowy śmiech.
Nie naśmiewaj się ze mnie. Ciotka go wynajmują by mnie przyprowadzał i odprowadzał do szkoły.To jej pojęcie mojego bezpieczeństwa i opieki.
Czyli jednak przejmuje się tobą. Ale po co ci ochroniarz?
Gdyby się mną przejmowała nie wyjeżdżałaby ciągle i nie chodziła na imprezy co wieczór.
Z wielkim ociąganiem podeszłam do Jacka, który właśnie mnie zauważył. Wyraz twarzy jak zwykle nic nie zdradzał; inaczej mówiąc kamienna maska.
-Czemu nie zaczekałaś na mnie rano? - zapytał Jack zimnym tonem.
Bo mi się nie chciało. Pomyślałam z przekąsem.
Czego ci się nie chciało? Zapytał zdziwiony Josh.
Czy ty słyszysz wszystkie moje myśli? Zirytowałam się.
-Zapomniałam. Jestem jakaś taka rozkojarzona. To pewnie po wczorajszej imprezie. - tłumaczyłam się Jack'owi.
A mówiłaś że nie chadzasz na imprezy. Wytknął mi Josh.
Bo nie chodzę z własnej woli. Zaciągają mnie.
Zaciągają cie na imprezy? Powątpiewał. Musisz naprawdę ich nie lubić.
Bo nie znoszę. Strasznie się na nich nudzę.
-Idziesz? - zapytał podejrzliwie Jack.
Zdążył przejść już kilka kroków i zatrzymał się widząc że nie idę. Zaśmiałam się tylko z własnej gapowatości i nie mówiąc nic do Jacka przeszłam obok.
Weszłam do domu zrezygnowana. Powrót samochodem z Jackiem był nudniejszy niż dzisiejsza lekcja historii. Jak zwykle zachował kompletną ciszę. Przynajmniej nie musiałam zajmować go rozmową.
Cisza ugościła mnie swoją obecnością, gdy tylko przekroczyłam próg. Nie było Jessici co mnie nie zdziwiło. Cały dom miałam dla siebie.
Tylko na chwilę zajrzałam do kuchni i salonu, by upewnić się że nikogo nie było. Wszędzie cisza. W swoim pokoju zawsze czułam się najlepiej, najspokojniej.
Wiesz, muszę lecieć. Odezwę się później. Odezwał się Josh. W jego głosie czułam napięcie.
Ok.
Cześć! Pożegnał się pośpiesznie.
Zastanowiło mnie jego pożegnanie. Ale nie miałam zamiaru wypytywać go o jego plany. To jego prywatna sprawa. Zresztą nie znałam go prawie wcale. Ja też nie mówiłam mu wszystkiego. Na przykład tego że jestem znaną piosenkarką. Wolałam mu tego nie mówić. Na razie.
Wróciłam do kuchni po jakąś przekąskę. Przeżuwając zbożowy batonik kęs za kęsem zastanawiałam się co mogę robić wieczorem. Wyjście na miasto odpadało. Na imprezę Jessici – nigdy! Mogłam posiedzieć w pokoju i poczytać książkę.
Jasne. Odezwał się sarkastyczny głos. Ile mi to zajmie? Minute? Zapewne krócej.
Dobrych ocen nie zawdzięczam wcale nauce, chyba że dotknięcie książki nazwę nauką. Jeśli dotknę jakiejkolwiek książki, wszystkie jej wiadomości od razu pojawiają się w mojej głowie. Potrafię to hamować, ale jest to trudne; porównuję to do próby zatrzymania pędzącego 50km/h samochodu, tyle że nie jest to tak niebezpieczne. W przeciwieństwie do moich wizji. Kiedy próbowałam zatrzymać wizję było to tak jakby uderzyło we mnie kilka samochodów naraz.
Zostaje siedzieć w pokoju i modlić się by było coś ciekawego w telewizji.
Porzuciłam dalsze poszukiwania pomysłów. Wzięłam zeszyty i zabrałam się do pracy.
****
Nie chciałem odłączać się od Alyson; jej umysł jest taki spokojny. Ale miałem swoje obowiązki. A nie chciałem się dekoncentrować jej obecnością w umyśle. Mogłoby się to źle skończyć. Dla mnie, oczywiście.
Poruszałem się cicho ciemną uliczką. Za mną rozlegały się ciche, ledwo słyszalne kroki mojego przyjaciela, Nicka. Dla zwykłego człowieka w ogóle niesłyszalne. W niewielkiej odległości usłyszałem dźwięk tłuczonego szkła i cichą rozmowę dwóch ludzi. No może nie ludzi – tak jak ja i Nick –, byli bardziej wyszukaną rasą. Wampiry. Czułem to po zapachu i wyczuwałem ich aurę; tak jak nasza miała kolor głębokiego fioletu. Tylko kilka odcieni jaśniejsza od czerni.
Ledwo tu przyjechaliśmy, a już mamy robotę. Zawsze znajdziesz zajęcie. Skarżył się Nick.
Odwróciłem się nieznacznie do niego i ruchem ręki nakazałem by szedł dalej za mną. Pewniejszym krokiem szedłem w kierunku, z którego dobiegał hałas. Zza paska wyciągnąłem krótki srebrny sztylet. Wiem że Nick zrobił to samo.
Po chwili zobaczyłem dwóch mężczyzn; kłócili się o coś, nie obchodziło mnie o co.
Ja biorę tego z lewej, ty z prawej. Powiadomiłem Nicka.
Jasne. Odpowiedział.
Bez zastanowienia podbiegłem do mężczyzny z lewej. Wysoki, o głowę wyższy ode mnie; przeciętnej postury. Ubrany w prochowiec, który sięgał mu do kolan. Wyglądał na dwadzieścia lat. Ile lat miał naprawdę, to też mnie nie obchodziło. Wykonywałem tylko swój obowiązek.
Przeciwnik Nicka wyglądał podobnie. Z tą różnicą że miał blond włosy, w przeciwieństwie do tego z lewej o czarnych włosach.
Jeszcze nas nie zauważyli, ale to tylko kwestia czasu. Goście mieli świetny słuch, sto razy lepszy od człowieka. Tak jak się tego spodziewałem, usłyszał mnie i w ostatniej chwili odskoczył w bok. Byłem przygotowany na taki ruch i nie dałem się zaskoczyć. Błyskawicznie do niego doskoczyłem i bez zbędnego ociągania wbiłem sztylet między żebra, prosto w serce wampira.
Upadł na zimny beton. Rozkład już się zaczął; skóra pożółkła, stała się cienka jak pergamin, oczy zapadły się w głąb czaszki, klatka piersiowa oklapła. Wyglądał jak egipska stara mumia. Szybko zmienił się w proch.
Przeniosłem wzrok na Nicka, który wbił właśnie sztylet w serce swojego przeciwnika.
Z ulgą podniosłem swój srebrny sztylet z kupki szarego popiołu. Niedbałym ruchem wytarłem go o spodnie z krwi i pyłu, i schowałem do tylnej kieszeni.
-To co? Idziemy? -zapytał Nick z wyluzowanym, szerokim uśmiechem.
Przewróciłem w duchu oczami. On i jego poczucie humoru.
Nic nie odpowiadając ruszyłem do głównej ulicy. Nie było sensu sprawdzać okolicy, wyczulibyśmy gdyby było więcej wampirów. Zresztą wątpiłem by w okolicy kręciło się ich więcej niż dwójka.
****
-No, na reszcie jesteście! - zawołała Kadmos gdy ledwo przekroczyliśmy próg. -Mieliście jakieś problemy? - zapytała z kpiącym uśmieszkiem.Zignorowałem jej przytyki. Rozejrzałem się po dużym salonie. Byli wszyscy; zgromadzeni przy wysepce kuchennej i na sofie. Kadmos, Hekate, Lamia, Peter.
Nick rozsiadł się na sofie obok Lamii i Hekate. Opiekuńczo objął tę drugą. Odwzajemniła jego uścisk. Byli parą dość nietypową. Wyglądali dziwnie, zabawnie i jednocześnie uroczo. Nick miał blond włosy i błękitne oczy. Ubierał się jak większość nastolatków; kolorowy T-shirt i jeansy.
Hekate jest jego przeciwieństwem. Prawdziwa gotka; czarne włosy i oczy, czarna sukienka w białe czaszki i ciężkie czarne glany. Czarne, czarne i jeszcze raz czarne. Nie żebym miał coś przeciwko czarnemu, sam ubieram czarne koszulki.
-Zlikwidowaliśmy dwóch. - odpowiedziałem krótko.
Zajmij się tym. Poprosiłem Nicka.
Nie ma sprawy. Odpowiedział.
Zaczął opowiadać z najdrobniejszymi szczegółami naszą przygodę.
Uśmiechnąłem się pod nosem i korzystając z okazji wymknąłem się do swojego pokoju. Rozwaliłem się wygodnie na łóżku. Pomyślałem o Alyson.
Cześć. Przywitałem się.
****
Niespodziewanie odezwał się Josh. Podskoczyłam na fotelu zaskoczona.
Czy ty zawsze musisz mnie straszyć? Zapytałam rozdrażniona.
Wystraszyłem cie? Zapytał rozbawiony moim zachowaniem. W takim razie przepraszam. Jego poważny ton doskonale maskował rozbawienie, ale i tak je wyczuwałam. Czasami mówił z dziwnym akcentem, którego nie potrafiłam rozpoznać. Tak jak teraz; trochę jakby arystokratyczny angielski.
Nie to miałam na myśli. Po prostu mnie zaskoczyłeś. Tłumaczyłam się niezdarnie.
Dość niezdarnie by Josh mi nie uwierzył.
No jasne. Nie dowierzał. Wymyśliłaś co będziesz robić wieczorem?
Cieszyłam się że zmienił temat. Nie lubiłam mówić o swoich słabościach. A miałam ich wiele. Josh wyczuwał - nie wiem jak, może poprzez telepatie - że nie lubię poruszać niektórych tematów.
Nie. Przyznałam niechętnie po chwili. Jeszcze nie zdecydowałam. Mam do wyboru: czytanie, oglądanie telewizji, kręcenie się po pokoju... Wyliczałam po kolei na palcach. Heh. Nic mi więcej nie przychodzi mi do głowy. Zaśmiałam się z własnej marnej pomysłowości.
Mam pomysł. Ale nie wiem, czy ci się spodoba. Odezwał się tajemniczym głosem.
Hmm... Kontynuuj.
Zaintrygowana wyprostowałam się w fotelu. Czekałam na dalszą część jego wypowiedzi.
Możemy gdzieś razem wyskoczyć. Wypalił.
Osłupiała opadłam na oparcie fotela. Przecież nie powiem mu kim jestem! Pomyślałam zrezygnowana.
A kim jesteś? Zapytał poważnie jakby naprawdę go to interesowało.
Czy ty musisz podsłuchiwać moje prywatne myśli!? Naskoczyłam na niego, nie chcąc odpowiadać na krępujące pytanie.
Zaśmiał się krótko i cicho zmysłowym śmiechem. Sama mi je wysyłasz. Mało wiesz o telepatii. Wyobraziłam sobie jak z dezaprobatą kręci głową. Nie zastanawiałam się nad tym skąd to wiem.
Bo nic nie wiem! Żachnęłam się. Nadal uważam że jesteś tylko wytworem mojej wybujałej wyobraźni. Zbyt naturalnie mi się z tobą rozmawia.
Tak naprawdę to podobał mi się taki sposób komunikacji. Choć może nie sam sposób co osoba, z którą rozmawiałam. Josh wydawał mi się tajemniczym, z poczuciem humoru i sympatycznym chłopakiem. Chwilami poważny, jakby poczucie humoru było tylko powłoką, za którą się chowa. Czułam coraz większą potrzebę by go lepiej poznać.
Bo to jest naturalne. Po prostu nie wiedziałaś że to potrafisz.
Uśmiechnęłam się. Zerknęłam na zeszyty przede mną i zrzedła mi mina. Po krótkim namyśle podjęłam decyzję.
Nie spotkam się z tobą. Zaczęłam powoli. Ale możemy spędzić ten czas na rozmowie telepatycznej. Co ty na to? Zaproponowałam.
Jasne. Zgodził się ochoczo. Mamy dużo czasu żeby się jeszcze spotkać. Dodał niezrezygnowany. Nie wiedziałam jak to wyjaśnić, ale czułam że się uśmiecha.
To może zagramy w „Sto pytań”? Zapytałam, czując, że chcę zrobić coś szalonego. Może gra w "Sto pytań" nie jest szalona, ale na początek może być.
Pytaliśmy się o najgłupsze rzeczy. Co nam przyszło do głowy. Nie zauważyłam nawet, że impreza Jessici trwa w najlepsze. I pewnie nie zauważyłabym gdyby jakaś obściskująca się para nie weszła do mojego pokoju, szukając jakiegoś cichego kąta.
-A wy tu czego? - zapytałam parę. -Impreza w salonie.
Zaskoczona para zakochanych wycofała się pospiesznie szybciej niż weszła. Rozbawiłam mnie ta sytuacja. Pokręciłam głową, lekko się uśmiechając.
Na czym skończyliśmy? Zapytałam wracając myślami do Josha.
Na twoim wyglądzie. Przypomniał usłużnie.
A no tak. A więc... Czarne włosy, niebieskie oczy, prawie fioletowe, oliwkowa cera. Hmm... 165cm.
Nie jesteś zbyt dokładna. Skomentował
Oj tam. Twoja kolej.
Zaraz niech pomyśle... Naśladował mój ton. Czarne włosy, błękitne oczy, blada cera, 173cm.
Przewróciłam oczami i uśmiechnęłam się. Z przyjemnością uświadomiłam sobie, że tego dnia uśmiechałam się częściej niż w ciągu tych czterech lat po śmierci rodziny.
I kto tu jest niedokładny?
Dobra, czas na poważniejsze pytania. Oznajmił bardzo poważnym tonem.
Nagle zaburczało mi w brzuchu. Spojrzałam na zegarek i otworzyłam szerzej oczy widząc, że pokazuje dwudziestą. Aż tak długo rozmawialiśmy?
Nie aż tak długo. Ledwo cztery godziny. Odezwał się niewinnie Josh.
Z ociąganiem wyszłam z pokoju i ruszyłam do kuchni, co nie było wcale takie łatwe. Po drodze przepychałam się między osobami, których nie znałam. Wątpiłam by Jessica znała ich wszystkich. Chociaż może?
Jakimś cudem w końcu dostałam się do kuchni.
Może dla ciebie cztery godziny to nie długo, ale dla mnie owszem. Postanowiłam zmienić nieco temat. Mówiłeś coś o jakichś poważnych pytaniach. W takim razie słucham.
Josh zaczął coś mówić, ale co innego przyciągnęło moją uwagę. Na podłodze widniały plamy czegoś czerwonego. w pierwszej chwili pomyślałam, że imprezowicze wylali sok albo ketchup.
Ruszyłam za śladami czerwonych kropli, które prowadziły do sypialni Jessici, całkowicie ignorując bawiących się gości. Ostrożnie otworzyłam drzwi. W pokoju było ciemno, ale światło z przedpokoju wystarczająco oświetliło całą scenę. To co tam zobaczyłam było okropne.
Na podłodze w kałuży czegoś czerwonego leżała dziewczyna.Nie poznałam jej, ale z ulgą zauważyłam, że to nie moja ciotka. Ulga była tylko chwilowa. Nad nią pochylał się jakiś chłopak. Moją pierwszą reakcją była chęć zamknięcia drzwi i ucieczka do pokoju. Ale wtedy zobaczyłam, że dziewczyna leży w kałuży krwi. Własnej krwi.
O mój Boże. Pomyślałam osłupiała, nie świadoma, że w ogóle wysłałam tę myśl do Josha.
Krzyknęłam, choć nie wiem co chciałam tym osiągnąć. Serce tak mi waliło, myślałam, że zaraz wybije dziurę.
Co się stało? Zapytał zaniepokojony Josh. Wszystko w porządku?
Nie zwracałam uwagi na Josha. Stałam sparaliżowana na progu pokoju i wpatrywałam się w krwawy obraz.
Chłopak, usłyszawszy mój krzyk wstał i odwrócił się w moją stronę tak szybko, że ledwo zarejestrowałam jakikolwiek ruch. Po brodzie ściekała mu krew na białą koszulkę. Ale pierwsze co zobaczyłam to czerwone oczy. Twarz potwora - nie była to twarz człowieka - wykrzywił grymas złości. Zrobił kilka kroków w moją stronę, ale po chwili jakby się rozmyślił i cofnął się do tyłu. Złość na jego twarzy ustąpiła zdumieniu. Czerwone oczy zrobiły się czarne.
Wszystko stało się bardzo szybko. Stał na przeciwko mnie, a za chwilę wyskoczył przez okno. Do moich uszu dotarł dźwięk pękającego szkła. Ostre odłamki upadły na biały dywan. Chłopaka nie było, zniknął tak szybko, za szybko na zwykłego człowieka.
Otrząsnęłam się ze strachu i podbiegłam do dziewczyny. Bałam się ją dotknąć, by nie zrobić jej większej krzywdy. Ostrożnie sprawdziłam puls i z ulgą dostrzegłam że dziewczyna żyje, ale ledwo. Miała krótki, urywany oddech. Cała była we krwi. Wstrząsały nią lekkie dreszcze.
Mokrą od krwi ręką wyciągnęłam telefon z kieszeni spodni. Zadzwoniłam pod numer alarmowy; kilka minut później pod mieszkanie podjechała policja i karetka. Zanim zabrali dziewczynę, zauważyłam dwa ślady na szyi dziewczyny. Jakby nakłucia. Po całym moim ciele przeszły ciarki.
Alyson! Powiesz mi w końcu co się stało? Odezwał się napiętym głosem Josh.
W końcu przypomniałam sobie o jego osobie. Całkiem zapomniałam o nim w tym całym zamieszaniu.
Jakiś chłopak zaatakował dziewczynę. Totalny świr, wyskoczył przez okno z czterdziestu dziewięciu pięter.Był cały we krwi jak ta dziewczyna. On był w jej krwi. Paplałam jak najęta. Cała się trzęsłam.
Wiesz kim był ten chłopak? Widziałaś go? Zapytał spokojniej. I tak wiedziałam, że jest zdenerwowany choć próbował to przede mną ukryć.
Tak, widziałam.
Jakiś policjant podszedł do mnie. Na twarzy malowało mu się znużenie ukryte pod maską zawodowcy.
-Detektyw Charls. - przedstawił się. -Jak się czujesz? Pewnie jesteś roztrzęsiona. - Już kiedyś to słyszałam. Cztery lata temu, kiedy zginęli moi rodzice i siostra. -Może usiądziesz? -Pokręciłam stanowczo głową. Detektyw Charls przyjrzał mi się uważnie a potem zajrzał do swojego notesu, w którym zapewne zapisane miał wszelkie informacje dotyczące sprawy. -Jak wolisz... - wymruczał. -Twoje imię?
-Alyson. - odpowiedziałam cicho.
-Alyson. - powtórzył jakby chciał zapamiętać jak się nazywam. -Opowiedz mi, co się stało.
Odetchnęłam głęboko, chcąc się uspokoić. Na marne. Skupiłam się, by jak najlepiej streścić całe zajście.
-Poszłam do kuchni. Na podłodze zauważyłam czerwone krople. Poszłam ich śladem. - Głośno zaczerpnęłam powietrze. Byłam zła na siebie, że głos tak bardzo mi drży. -Prowadziły do sypialni mojej ciotki Jessici.
Urwałam nagle przypominając sobie, że od rana nie widziałam Jessici ani razu. Rozejrzałam się po całym salonie, ale wśród zgromadzonych jej nie było. Może rozmawia z policją?
Detektyw Charls skończył notować moje zeznania i podniósł na mnie wzrok.
-To twoje mieszkanie, tak? - zapytał znów uważnie mi się przyglądając.
Skinęłam potakująco głową. Detektyw ruchem ręki nakazał bym mówiła dalej. Zaczerpnęłam głęboko powietrze i kontynuowałam:
-Otworzyłam drzwi i zobaczyłam tę dziewczynę. Nad nią pochylał się jakiś chłopak. Ta dziewczyna była cała we krwi, ten chłopak też. - Przełknęłam ślinę. -Krzyknęłam i on na mnie spojrzał.
Zamilkłam przejęta wspomnieniem tej twarzy. Ale coś przez chwilę mnie do niego przyciągało, tylko przez ułamek sekundy, mimo to, poczułam.
Alyson, ten... Josh zawahał się na chwilę. Chłopak widział cię, tak? To ważne.
Widział, ale co to ma do rzeczy... Przerwałam wiedząc co ma na myśli Josh i aż się od tego wzdrygnęłam. On mnie widział. Powiedziałam to bardziej do siebie niż do niego.
Niemal w tej samej chwili, w której sobie to uświadamiam odzywa się głos detektywa Charlsa, przywracając mnie z małego otępienia.
-Jak on wyglądał?
-Był cały we krwi. Twarz, ubranie... Miał blond włosy. - Tylko tyle wyjawiłam cichym głosem, bo niczego innego nie zauważyłam, może oprócz czerwonych oczu, które prawie od razu zmieniły się na czarne... A może tylko to sobie wyobraziłam?
-Znasz go? Tego chłopaka? - zadał kolejne pytanie.
Poczułam kolejne wątpliwości. Byłam pewna, że gdzieś już widziałam tę twarz. Tyle że bez krwi, grymasu złości i tych oczu.
Potrząsnęłam głową. Skąd miałabym go znać?
-Nikogo z nich nie znam. To impreza Jessici, mojej ciotki. - wyjaśniłam pośpiesznie.
Alyson, musimy się spotkać. Ni stąd ni zowąd obwieścił Josh spokojnym głosem.
Spotkać? Nawet nie wiesz gdzie mieszkam, a ja nie wiem gdzie ty. Możliwe że dzieli nas tysiące kilometrów!
Byłam bliska histerii. Tylko chwila dzieliła mnie od rozpłakania się. Chciałam wrócić do swojego bezpiecznego pokoju, ale bałam się przejść obok sypialni Jessici.
Mieszkam w Nowym Jorku i wiem, że ty też. Podaj tylko dokładny adres, a będę za kilka minut.
Skąd wiesz gdzie mieszkam? Zapytałam lekko przerażona.
Niesamowicie łatwo odczytać twoje myśli. Ale to teraz nieważne. Podaj adres. Dalej nalegał.
Po chwili zastanowienia poddałam się i podałam mu swój adres. Nie uwierzyłam gdy powiedział, że będzie za pięć minut.
Detektyw Charls całkiem nieświadomy mojej odbytej właśnie rozmowy, zaproponował zabranie na komisariat lub do najbliższej rodziny. Odmówiłam zarzekając się, że mój przyjaciel będzie za kilka minut. Wolałam jeszcze nie opuszczać budynku, póki paparazzi nie znikną spod niego. I tak wiedziałam jaki będzie jutrzejszy nagłówek gazet.
"Morderstwo w mieszkaniu Alyson Reyes!" Detektyw zgodził się pod warunkiem, że zaczeka na niego ze mną.
****
Obszukałem cały magazyn. Nick'a nigdzie nie było. Dopiero od Lami dowiedziałem się, że wybrał się z Hekate na polowanie.
Nick! Zawołałem.
Co jest? Zapytał rozbawiony.
Jadę do Alyson. W jej mieszkaniu był wampir.
I co zamierzasz? Zapytał sceptycznie.
Kiedyś zaskakiwał mnie jak z rozbawienia szybko przechodził do powagi. Teraz już się do tego przyzwyczaiłem.
Przyprowadzę ją do nas. Odpowiedziałem bezradnie.
Myślisz, że to dobry pomysł? Chcesz jej powiedzieć o nas? Wiesz jaka bywa Kat.
Wiem co robię. Zamilknąłem na chwilę i westchnąłem. On ją widział.
Ouu. No dobra, powiem reszcie. Leć po nią.
Wróciłem do swojego pokoju po sztylet. Wybiegłem z magazynu, wszystko wokół się rozmazało; drzewa, ulice, budynki i ludzie, którzy nie zauważyli nic oprócz wiatru wywołanego moją prędkością. Stanąłem pod budynkiem, zastanawiając się jak ją rozpoznam. Z jej skąpego opisu mogę wywnioskować tylko tyle, że jest niewysoką, czarnowłosą dziewczyną o niebieskich oczach. Większość dziewczyn, które minąłem pasowały do wyglądu.
Postanowiłem martwić się tym nieco później. Wszedłem do przestronnego holu na parterze wysokiego na czterdzieści pięter pięter. Bez zainteresowania minąłem portiera, który akurat zajęty był uspokajaniem mieszkańców, kilku na raz. Ruszyłem do windy i wcisnąłem guzik z najwyższym piętrem, tak jak powiedziała mi wcześniej Alyson.
Alyson, gdzie jesteś? Jadę windą na górę.
Siedzę w jadalni z detektywem.
Drzwi windy otworzyły się z cichym dzwonkiem. Gdy z niej wyszedłem znalazłem się w dużym salonie. Kręciło się tu wielu policjantów i kilku kryminologów. Ruszyłem do jadalni, ujrzałem kolejnych funkcjonariuszy, jakiegoś mężczyznę i dziewczynę skuloną przy stolę jadalnym.
Nazywa się Alyson Reyes, a wiedziałem to z prostej przyczyny. Wszyscy ją znają. Kto nie znałby sławnej na cały świat piosenkarki i celebrytki? Ale nie to przykuło moją uwagę, w kamerze nie uchwycono w pełni jej urody. Czarne, lśniące i długie do pasa włosy, czerwone, pełne usta i duże oczy koloru szafirów, teraz smutnych i przestraszonych. Na mój widok wyprostowała się i uśmiechnęła smutno.
Mężczyzna, którego wcześniej zauważyłem stał obok niej i notował coś w małym notesie. Przeczytałem tylko: "Zeznania świadka" Jego wiek oszacowałem na około 43 lat. Ubrał się jak normalny facet w jego wieku. Biała koszula włożona w dzinsowe spodnie, buty ze skóry. Nic nadzwyczajnego. Ruszyłem w ich stronę pewnym krokiem.
Rozdział 4.
A mówił, że to ja jestem niedokładna. Nie wspomniał, że każda dziewczyna, która by go ujrzała padłaby na zawał. Moje serce chyba zaraz wybuchnie.
Jego - jak powiedział - błękitne oczy były prawie srebrne. Wysoki i czarne włosy i regularne rysy. Największe ciacho jakie widziałam, a widziałam naprawdę wiele.
Szedł pewnie w moją stronę. Wstałam, wciąż wpatrując się w Josha.
-Przyszedł mój przyjaciel. Poradzę sobie, dziękuję. - poinformowałam detektywa Charlsa, zerkając na niego przelotnie.
Detektyw spojrzał na Josha i niechętnie pokiwał glową.
-Gdybyś coś sobie przypomniała albo miała jakieś kłopoty zadzwoń. O każdej porze dnia i nocy. Okey?
Wręczył mi swoją wizytówkę. Przyjrzałam się jej i pokiwałam głową. Na wizytówce widniało jego imię, nazwisko i numer telefonu.
Josh stanął naprzeciwko kilka kroków ode mnie.
-Cześć. - wykrztusiłam.
-Cześć. - odpowiedział swobodnie
Poczułam się trochę lepiej, swobodniej, jakbym znała go dłużej niż w rzeczywistości.
Detektyw Charls przypatrywał nam się podejrzliwy lekko marszcząc czoło.
-Dobry wieczór. Detektyw Charls. - wtrącił się.
-Josh. - przedstawił się mój przyjaciel, podając rękę detektywowi, który kulturalnie ją przyjął -Alyson, pamiętaj, że gdybyś coś sobie przypomniała...
-Zadzwonię. Będę pamiętała. -przerwałam mu.
-No dobrze. W takim razie chyba nic tu po mnie. - Uśmiechnął się pocieszająco i poklepał mnie lekko po ramieniu. Spojrzał podejrzliwie na Josha. - Zaopiekuj się nią.
-Tak zrobię. - Odwzajemnił spojrzenie.
Czułam się dość niezręcznie w tej sytuacji, więc odetchnęłam z ulgą gdy detektyw zostawił nas samych. Kilka minut później w mieszkaniu nie było już nikogo oprócz mnie i Josha.
Spojrzałam niepewnie na niego. Wyglądał na pewnego siebie, ale w głębi jego oczu widziałam troskę i niepokój. O mnie.
-W końcu się poznajemy. - przerwałam ciążącą nam ciszę.
-W realu. - dokończył.
-Szkoda że w takich okolicznościach. - dodałam, odwracając wzrok.
-W takich, czy nie takich i tak się cieszę.
Mimowolnie się uśmiechnęłam, ale uśmiech szybko zgasł.
Coś nie dawało mi spokoju, nie wiedziałam tylko co. Jessica! Nagle uświadomiłam sobie co nie dawało mi spokoju. Ciotka Jessica. Gdzie ona jest? W mieszkaniu na pewno nie. Wyszła, ale gdzie? Dzisiaj widziałam ją tylko raz, rano przed szkołą.
Wyciągnęłam telefon z kieszeni i wybrałam jej numer. Josh obserwował mnie, marszcząc brwi.
-Do kogo dzwonisz? - zapytał po chwili.
-Do ciotki.
Nie odbierała. W końcu za trzecim razem odebrała.
-No hej! - po drugiej stronie odezwał się radosny głos Jessici.
-Gdzie jesteś? - zapytałam, nie cackając się z powitaniem.
-U Jake'a. - odpowiedziała trochę mało przytomnie.
Jake, nowy chłopak mojej ciotki.
W tle słyszałam głośną muzykę i głosy ludzi.
-Coś się stało? - spytała niewyraźnie.
Uświadomiłam sobie ze zgrozą, że jest pijana.
-Dlaczego nie zaczekałaś aż policja pojedzie? - naskoczyłam na nią.
Nastała długa chwila ciszy. Już myślałam, że się rozłączyła, ale gdy zerknęłam na wyświetlacz połączenie wciąż było. Wreszcie odezwała się rozbawiona:
-Policja? Co tym razem zrobiłaś? Nie ma mnie ledwo dwie godziny... - przerwała śmiejąc się.
-Wiesz co, pogadamy jak wytrzeźwiejesz. - Rozłączyłam się wkurzona.
Nie było jej dwie godziny! Nie dziwię się, że tyle się działo, skoro nikt ich nie pilnował. Chociaż wątpię, by Jessica o to zadbała. Nie mogłam w to uwierzyć.
-Jessica zrobiła imprezę, na której nawet się nie pojawiła. Uwierzysz? - Mówiłam to bardziej do siebie niż do Josha.
Zorientowałam się, że zaciskam wściekle pięści. Rozluźniłam je i odetchnęłam głęboko, uspokajając się nieco. Moje nerwy były w strzępach.
-Mogę zobaczyć pokój? - zapytał Josh wskazując korytarz.
-Jasne, chodź. - Poprowadziłam go przez korytarz do drzwi pokoju Jessici. -To tu.
Otworzył drzwi. W pokoju przywitała nas ciemność. Sięgnęłam do włącznika i zapaliłam światło.
Na kremowym dywanie widniała duża plama krwi. Duże okno otwarte na oścież wpuszczało świeże powietrze.
Na widok pokoju powróciły wspomnienia dziewczyny leżącej we krwi i pochylającego się nad nią chłopaka.
Josh bacznie przyglądał się całemu pokojowi. Trwało to ledwie chwilę, po czym wycofał się z sypialni na korytarz i zamknął drzwi.
-Jak on wyglądał? - zapytał, odwracając się do mnie.
-Już mówiłam. - westchnęłam. -Był cały we krwi. - powtórzyłam któryś raz.
-Tak, wiem. Ale chodziło mi bardziej o cechy charakterystyczne; wzrost, kolor włosów...
Spróbowałam przypomnieć sobie jakieś szczegóły wyglądu chłopaka. Dla lepszej koncentracji zamknęłam oczy. Ciarki przeszły mi po plecach na samo jego wspomnienie. Skup się. Pomyśl o tym chłopaku, nie myśl o nim jako o kimś kogo spotkałaś naprawdę. Pomyśl, że to ktoś z twojej wizji.
Bałam się tego chłopaka, ale dostosowałam się do własnych zaleceń i to mi pomogło. Trochę, ale pomogło.
-Miał blond włosy... spięte w kucyk. Mniej więcej twojego wzrostu, może niższy. Chyba miał tatuaż... na prawym ramieniu. Nie umiem rozpoznać co. - Otworzyłam oczy przygnębiona, że dostarczyłam Joshowi tak mało informacji. -Nic więcej.
-I tak dużo. - Uśmiechnął się pocieszająco, ale ten uśmiech szybko zniknął z jego przystojnej twarzy. -Nie możesz tu zostać. Nic ci nie zrobił, ale to nie znaczy że nie wróci.
-Nie wejdzie tu. Mam zabezpieczenia. - odparłam stanowczo, pewna tego co mówię. -A zresztą gdzie miałabym iść? Do babki? Na pewno. - żachnęłam się.
Przypomniałam sobie babcie Grace. To gorsze niż ponowne spotkanie z tym psycholem. Za każdym razem gdy się z nią spotykałam rzędła jej mina. Najchętniej wysłałaby mnie do zakładu psychiatrycznego. Raz nawet zaproponowała to moim rodzicom, co bardzo ich oburzyło. Od tamtego czasu się nie widywałyśmy. Omijałam ją jak ognia. No oprócz pogrzebu mojej rodziny.
-Żadne zabezpieczenia go nie powstrzymają. Nie znasz go. - zapewnił.
-A ty go znasz? - zapytałam podejrzliwie.
Odwrócił wzrok, skupiony przyglądał się morelowej ścianie. Osobiście nie widziałam w niej nic ciekawego.
-Nie osobiście. - przyznał cicho. Spojrzał na mnie przenikliwie. -Zaufaj mi. Wiem co mówię.
-Ale gdzie mam niby iść? - zapytałam porzucając temat zaufania.
Odpowiedział szybko jakby już wcześniej planował tą rozmowę. Może faktycznie tak było.
-U nas.
-U nas. - powtórzyłam powoli. -To znaczy? Trochę więcej szczegółów, proszę.
-U mnie i moich znajomych. - wyjaśnił całkiem poważnie.
-No nie wiem. Nawet ich nie znam. Ledwo znam ciebie. - wskazałam na niego ręką. -Poradzę sobie tutaj. - dodałam.
Josh pokręcił stanowczo głową.
-On może wrócić tu jeszcze dzisiaj. Mógł zostawić sobie ciebie na później.
-Nie strasz mnie. - poprosiłam błagalnym tonem.
Po długich przekonaniach poddałam się i zgodziłam się pojechać z Joshem. Bałam się. Bałam się tego psychola, spotkania z przyjaciółmi Josha, tego co sobie o mnie pomyślą.
Kilka minut później jechaliśmy moją terenówką ulicami Nowego Jorku. Josh prowadził. Z początku nie chciałam się na to zgodzić, ale Josh podał dobre argumenty. Po pierwsze: nie wiedziałam gdzie jechać. Po drugie: nadal byłam lekko roztrzęsiona. Po trzecie: Josh naprawdę świetnie prowadził. I wreszcie po czwarte (to akurat był mój powód by się zgodzić, nie Josha): gdybym prowadziła za bardzo by mnie rozpraszał swoją osobą. Nie mogłam się powstrzymać i co chwila zerkałam na swojego towarzysza.
Minęliśmy główne ulice i skierowaliśmy się na przedmieścia. Zmarszczyłam brwi. Nigdy wcześniej nie byłam w tych okolicach. Budynki wyglądały na opuszczone i zaniedbane. Miały wybite szyby albo wywalone drzwi z zawiasów. Wszędzie leżały śmieci; puszki po napojach, reklamówki, różne papierki. Śmietniki stały otwarte lub przewrócone, z których wysypały się następne śmieci. Gdzieniegdzie wałęsały się psy i koty. Po za nimi zero żywej duszy. Tylko kilka pustych, zniszczonych samochodów. Przeraził mnie ten widok.
Ni z owego zadzwonił mój telefon. Wydobyłam go z kieszeni i zajrzałam na wyświetlacz. Sms od Bree. Zdziwiłam się treścią wiadomości:
Słyszałam co się stało. Nic ci nie jest?
Jak się czujesz? To musiało być straszne.
Jeśli chcesz razem z Amy i Holly przyjedziemy do cb.
Szeroko otwartymi oczyma wpatrywałam się tępo w ekran komórki. Dlaczego tak nagle się mną przejęły? Nie to, żeby mnie nienawidziły, ale nigdy za sobą nie przepadałyśmy.
Odpisałam jej krótką odpowiedź:
Nie trzeba, dzięki.
Poczułam na sobie czujny wzrok Josha. Podniosłam na niego wzrok. Nie odezwał się, ale wiedziałam, że się o mnie martwi. Miałam dziwne wrażenie, że jego spojrzenie mnie pali. Pośpiesznie odwróciłam wzrok i ponownie przyjrzałam się mrocznej okolicy.
-Gdzie jedziemy? Za miasto? - zapytałam, nie patrząc na niego.
-Nie. Do Magazynu. To niedaleko. - odparł z kamiennym głosem. Nie spuszczał spojrzenia z jezdni.
Magazyn? Jaki Magazyn?
-Tam mieszkamy. - wytłumaczył czytając mi w myślach. -Wszystko wyjaśnimy ci na miejscu. Obiecuję. - Popatrzył mi w oczy. Zobaczyłam tam niemą obietnicę. Zobaczyłam też coś, co upewniło mnie, że to, co do tej pory widziałam to dopiero początek.
Skinęłam jednak potakująco głową. Chciałam mieć już to wszystko za sobą. Nie wiedziałam jeszcze co mnie czeka, ale wiedziałam, że nie będzie to nic łatwego.
Rozdział 5.
Magazyn okazał się wielki. Spodziewałam się małego budynku z blachy. Ten jednak przypominał nie małą fabrykę. Wielkie okna odgradzały metalowe kraty. Na płaskim dachu wznosiły się kominy. Ponieważ wciąż było lato nie unosił się z nich dym. Zauważyłam też kilka anten satelitarnych. Mają kablówkę. Chyba. Wysokie ściany przypominały mury więzienne. Mimo tego wszystkiego bardzo mi się spodobał.
Przed budynkiem stały trzy czarne samochody i motor. Jednak moją uwagę przyciągnęły wielkie, otwarte, metalowe drzwi, a raczej osoby, które stały w progu. Piątka osób uważnie przyglądała się mojemu autu. Miałam wrażenie, że widzą mnie i Josha doskonale, choć dzieliła nas spora odległość, a po za tym kilka minut zaszło słońce. Wszyscy stali z kamiennymi maskami zamiast twarzy. Odwróciłam wzrok.
Kiedy Josh zaparkował na podjeździe niespiesznie ruszyłam za nim. Czułam się niezręcznie.
Nie martw się. Odezwał się Josh, wyczuwając moje zdenerwowanie. A może wyczytał to z mojej twarzy.
Zerknęłam na niego. Jego twarz wyrażała pełen spokój. Wzięłam głęboki oddech by się uspokoić. Już i tak zaufałam Joshowi, nie było sensu się w tej chwili wycofywać.
Stanęliśmy na przeciwko małej grupki.
-Alyson to jest Peter... - Wskazał chłopaka, który stał z brzegu.
Wyglądał na najstarszego z całej ich paczki, a także najwyższego. Brązowe włosy niesfornie układały się wokół jego spokojnej, lecz podejrzliwej twarzy. Lekko zmrużył prawie czarne oczy i bacznie mi się przyglądał. Pośpiesznie odwróciłam wzrok. Trochę mnie przerażał; budził grozę. Sprawiał wrażenie jakby przywódcy.
Josh nie zauważył ani mojego zdenerwowania, ani wrogości Petera i kontynuował przedstawianie kolejnych osób:
-Lamia...
-Mów mi Lia. - wtrąciła miękkim głosem, uśmiechając się przyjaźnie. Całkowite przeciwieństwo Petera.
Odwzajemniłam się nieśmiałym uśmiechem.
Lia prawie dorównywała wzrostem Peterowi. Rude włosy miała upięte w staranny warkocz. Oczy schowała za ciemnymi okularami choć słońce już zaszło. Zdziwiło mnie to, ale postanowiłam nie pytać.
Przeniosłam wzrok na dziewczynę, która najbardziej wyróżniała się ze wszystkich. Od razu przyciągnęła moją uwagę. Trzymała za rękę chłopaka, który stał za nią i lekko obejmował ją drugą ręką w tali.
Dziewczynę można opisać jednym słowem. Gotka. Wyglądała ładnie z czarnymi włosami i różowym pasemkiem. Sukienka, którą miała na sobie wyglądała normalnie - w przeciwieństwie niż gdybym zobaczyła ją na wystawie w sklepie odzieżowym - czarna z białymi czaszkami, rozszerzała się ku dołowi. Czarny makijaż podkreślał także czarne oczy. Na widok jej szczerego uśmiechu opuścił mnie stres, który towarzyszył mi prze cały ten czas.
Chłopak za nią uśmiechał się równie szczerzę jak dziewczyna. Miał lekko głupkowatą minę co mnie rozbawiło, ale nie dałam tego po sobie poznać.
Był totalnym przeciwieństwem gotki. Blond czupryna, błękitne oczy, kolorowy T-shirt i jeansy; typowy amerykański nastolatek.
-Hekate i Nick... - przedstawił parę. -Oraz Kadmos. - Josh wskazał ostatnią z grupy.
Wredny uśmieszek szpecił jej twarz. Niewątpliwie była ładna, jednak nie budziła we mnie sympatii. Długie blond włosy sięgały jej do pasa, a szare oczy wpatrywały się we mnie groźnie.
-Josh, nie wiedziałam, że masz takie znajomości. - odezwała się fałszywie milutkim głosem. -Ty jesteś Alyson Reyes, prawda?
W jej głosie wyczułam niechęć i lekko groźbę. Nie dałam jej się przestraszyć i spojrzałam jej prosto w oczy. Przeszedł mnie ledwo wyczuwalny dreszcz. Gdyby spojrzenie mogło zabijać pewnie już dawno leżałabym przed nią martwa. Wytrzymałam jej wzrok.
-Tak, to ja. - odpowiedziałam powoli. Czułam, że nasz niemy pojedynek nie ma sensu i odwróciłam wzrok, ale bez uczucia porażki. Wręcz przeciwnie, miałam wrażenie, że właśnie wygrałam małą bitwę. Powoli przejechałam wzrokiem po reszcie grupy. -Miło mi was poznać.
-Nam również. - odparł Peter ku mojemu zaskoczeniu. -Josh nie zdążył nam wytłumaczyć dokładnie co się stało. - Spojrzał na Josha. Miałam wrażenie, że porozumiewają się telepatycznie, co było całkiem możliwe.
-Może najpierw wejdźmy. -zaproponowała Lia.
Dziewczyna nawet po wejściu do budynku nie zdjęła okularów.
Wszyscy zgodzili się wejść do środka i chwilę później rozsiedliśmy się w dużej jadalni. W pomieszczeniu panował półmrok. Świeciła się tylko jedna lampa nad dziesięcioosobowym stołem. Zasiedliśmy za nim jak na jakiejś naradzie. Ciemne kąty napawały mnie niepokojem. Wciąż czułam się niepewnie wśród przyjaciół Josha. Szczególnie przy Peterze i Kadmos. Ale musiałam przyznać, że Peter przynajmniej nie okazywał niechęci otwarcie.
Przerwał ciszę, która zawisła nieprzyjemnie w powietrzu:
-Ktoś włamał się do twojego mieszkania? - zwrócił się do mnie.
Pokręciłam przecząco głową. Wszyscy uważnie się we mnie wpatrywali, co napawało mnie jeszcze większym skrępowaniem. Byłam przyzwyczajona do tego, że ktoś się na mnie gapił, ale to było co innego. To było prawie jak przesłuchanie, gorsze niż to przeprowadzone przez detektywa Charlsa. Występowałam przed milionami, a czułam się nie konfortowo przy piątce nastolatków.
-Jessica, moja ciotka zrobiła imprezę. Na którą zresztą i tak nie przyszła. - pokręciłam głową z dezaprobatą. -Rozmawiałam akurat z Joshem, kiedy w kuchni zauważyłam czerwone krople... krople krwi. Poszłam ich śladami do pokoju Jessici i zobaczyłam dziewczynę... we krwi. I chłopaka. - Irytowało mnie, że mój głos zdradza jak bardzo jestem zdenerwowana. Nie patrzyłam na żadne z nich; wpatrywałam się w blat stołu jakbym tam widziała obraz całego tego zajścia. -Gdy zorientował się, że weszłam do pokoju, odwrócił się do mnie. Jego twarz i koszulka była czerwona. Podszedł do mnie, ale szybko zrezygnował i wyskoczył przez okno.
Na moje ostatnie słowa Peter i Josh wymienili ponure spojrzenia. Zanim zdążyłam o cokolwiek zapytać uprzedził mnie Peter:
-A co z dziewczyną?
-Zabrali ją do szpitala. Mam nadzieję, że z tego wyjdzie. - powiedziałam ciszej sama do siebie.
To nie twoja wina. Odezwał się w mojej głowie Josh, wyczuwając moje rosnące poczucie winy.
Nie zgadzałam się z nim. Gdybym pilnowała całą tę zgraję może bym temu zapobiegła. Choć raz mogłam dostać wizji. To by wiele zmieniło.
Tego nie wiesz.
Cicho westchnęłam. Miał rację. I on to wiedział.
Przez dłuższą chwilę wszyscy milczeli. Nie, wcale nie milczeli. Po prostu ja ich nie słyszałam. Popatrzyłam na wszystkich po kolei. Postanowiłam przerwać tę niemą rozmowę:
-O co chodzi?
-Ty jej to powiesz. - zwrócił się do Josha Peter.
Prawie wszyscy pokiwali głową. Oprócz Hekate i Nicka.
-Co powie? - zapytałam.
Spojrzałam pytająco na Josha, który nie odrywał wzroku od swojego - jak widać - przywódcy. Po kilku sekundach, gdy myślałam, że już mi nie odpowie, oderwał wzrok i spojrzał na mnie.
-Ten chłopak jest wampirem. - oznajmił powoli, ważąc każde słowo. Był śmiertelnie poważny.
Przez chwilę wyczekiwałam dalszego ciągu. Albo wybuchu śmiechu. Byłam pewna, że sobie ze mnie żartują. W końcu nie wytrzymałam i parsknęłam śmiechem. Spojrzałam na każdego po kolei. Byli śmiertelnie poważni. Opanowałam się trochę i skupiłam wzrok na Joshu.
-Robicie sobie ze mnie jaja. No nie? - Opanowała mnie złość na nich,. -To poważna sprawa, a wy sobie ze mnie żartujecie.
Wstałam, nie czekając na żadną reakcję z ich strony. Wiedziałam, że popełniam błąd przyjeżdżając do nich. Doszłam do drzwi, ale nie zdążyłam nawet sięgnąć do klamki. Drogę zastąpił Josh. Zjawił się tak szybko, nie zauważyłam kiedy wstał z krzesła. Nawet nie zauważyłam kiedy mnie minął. Poruszał się równie szybko jak tamten chłopak.
Instynktownie cofnęłam się do tyłu. Ogarnęła mnie lekka fala strachu.
Nie bój się mnie. Nic ci nie zrobimy. Nie jesteśmy tacy jak on. Zapewnił mnie spokojny głos Josha.
-Nie żartujemy. - odezwała się z tyłu Lia. -Nie mamy ku temu powodu. Nie chcemy cię wystraszyć. Możesz nam zaufać. - jej głos był kojący i miły. Chciałam im zaufać, ale nie wierzyłam w to co mówili o tym chłopaku.
Nie odwróciłam się do niej. Josh przyszpilił mnie swoim wzrokiem, nie mogłam odwrócić wzroku. Nie chciałam. Było coś hipnotyzującego w jego spojrzeniu, ale jeszcze głębiej ujrzałam emocje, których nie okazywała jego twarz. Ból, cierpienie, strach. Gniew. Ukrywał te emocję głęboko w swej duszy. Nie dopuszczał nawet odrobiny z tych emocji do myśli, które wysyłał do mnie.
Poczułam lekki ucisk w głowie, ledwo wyczuwalny. Josh zmarszczył czoło, wciąż skupiony na mojej twarzy. Po chwili przeniósł wzrok na kogoś stojącego za mną. Nie odezwał się słowem. Ucisk zniknął. Odniosłam ulgę, uwalniając się spod jego spojrzenia.
Bezszelestnie podeszła do nas Hekate i stanęła naprzeciwko mnie
-Alyson, spójrz na mnie. - poprosiła łagodnym głosem.
Niechętnie podniosłam na nią wzrok. Zatopiłam się w czarnych jak noc oczach. Coś mnie do niej przyciągało. Chciałam podejść bliżej. Jednak jakaś myśl nie pozwalała mi uczynić nawet kroku. Zakręciło mi się w głowie. Znowu poczułam ucisk w głowie, tym razem o wiele większy. Uniosłam rękę do twarzy i ze zdziwieniem dostrzegłam, że się trzęsie. Na chwilę przymknęłam oczy. Gdy je otworzyłam zobaczyłam ciemne plamki. Odsunęłam się krok do tyłu. Potem kolejny. Poszukałam ręką jakiegoś podparcia.
Nie zdążyłam nic zrobić. Po chwili ogarnęła mnie ciemność.
Ale zanim całkowicie straciłam przytomność w moim umyśle utworzyła się pewna myśl. Oni są wampirami. Ta myśl była tak oczywista, jakbym wiedziała to od dawna tylko o tym zapomniała... Jakbym wcześniej to zapowiedziała.
Rozdział 6.
Magazyn okazał się wielki. Spodziewałam się małego budynku z blachy. Ten jednak przypominał nie małą fabrykę. Wielkie okna odgradzały metalowe kraty. Na płaskim dachu wznosiły się kominy. Ponieważ wciąż było lato nie unosił się z nich dym. Zauważyłam też kilka anten satelitarnych. Mają kablówkę. Chyba. Wysokie ściany przypominały mury więzienne. Mimo tego wszystkiego bardzo mi się spodobał.
Przed budynkiem stały trzy czarne samochody i motor. Jednak moją uwagę przyciągnęły wielkie, otwarte, metalowe drzwi, a raczej osoby, które stały w progu. Piątka osób uważnie przyglądała się mojemu autu. Miałam wrażenie, że widzą mnie i Josha doskonale, choć dzieliła nas spora odległość, a po za tym kilka minut zaszło słońce. Wszyscy stali z kamiennymi maskami zamiast twarzy. Odwróciłam wzrok.
Kiedy Josh zaparkował na podjeździe niespiesznie ruszyłam za nim. Czułam się niezręcznie.
Nie martw się. Odezwał się Josh, wyczuwając moje zdenerwowanie. A może wyczytał to z mojej twarzy.
Zerknęłam na niego. Jego twarz wyrażała pełen spokój. Wzięłam głęboki oddech by się uspokoić. Już i tak zaufałam Joshowi, nie było sensu się w tej chwili wycofywać.
Stanęliśmy na przeciwko małej grupki.
-Alyson to jest Peter... - Wskazał chłopaka, który stał z brzegu.
Wyglądał na najstarszego z całej ich paczki, a także najwyższego. Brązowe włosy niesfornie układały się wokół jego spokojnej, lecz podejrzliwej twarzy. Lekko zmrużył prawie czarne oczy i bacznie mi się przyglądał. Pośpiesznie odwróciłam wzrok. Trochę mnie przerażał; budził grozę. Sprawiał wrażenie jakby przywódcy.
Josh nie zauważył ani mojego zdenerwowania, ani wrogości Petera i kontynuował przedstawianie kolejnych osób:
-Lamia...
-Mów mi Lia. - wtrąciła miękkim głosem, uśmiechając się przyjaźnie. Całkowite przeciwieństwo Petera.
Odwzajemniłam się nieśmiałym uśmiechem.
Lia prawie dorównywała wzrostem Peterowi. Rude włosy miała upięte w staranny warkocz. Oczy schowała za ciemnymi okularami choć słońce już zaszło. Zdziwiło mnie to, ale postanowiłam nie pytać.
Przeniosłam wzrok na dziewczynę, która najbardziej wyróżniała się ze wszystkich. Od razu przyciągnęła moją uwagę. Trzymała za rękę chłopaka, który stał za nią i lekko obejmował ją drugą ręką w tali.
Dziewczynę można opisać jednym słowem. Gotka. Wyglądała ładnie z czarnymi włosami i różowym pasemkiem. Sukienka, którą miała na sobie wyglądała normalnie - w przeciwieństwie niż gdybym zobaczyła ją na wystawie w sklepie odzieżowym - czarna z białymi czaszkami, rozszerzała się ku dołowi. Czarny makijaż podkreślał także czarne oczy. Na widok jej szczerego uśmiechu opuścił mnie stres, który towarzyszył mi prze cały ten czas.
Chłopak za nią uśmiechał się równie szczerzę jak dziewczyna. Miał lekko głupkowatą minę co mnie rozbawiło, ale nie dałam tego po sobie poznać.
Był totalnym przeciwieństwem gotki. Blond czupryna, błękitne oczy, kolorowy T-shirt i jeansy; typowy amerykański nastolatek.
-Hekate i Nick... - przedstawił parę. -Oraz Kadmos. - Josh wskazał ostatnią z grupy.
Wredny uśmieszek szpecił jej twarz. Niewątpliwie była ładna, jednak nie budziła we mnie sympatii. Długie blond włosy sięgały jej do pasa, a szare oczy wpatrywały się we mnie groźnie.
-Josh, nie wiedziałam, że masz takie znajomości. - odezwała się fałszywie milutkim głosem. -Ty jesteś Alyson Reyes, prawda?
W jej głosie wyczułam niechęć i lekko groźbę. Nie dałam jej się przestraszyć i spojrzałam jej prosto w oczy. Przeszedł mnie ledwo wyczuwalny dreszcz. Gdyby spojrzenie mogło zabijać pewnie już dawno leżałabym przed nią martwa. Wytrzymałam jej wzrok.
-Tak, to ja. - odpowiedziałam powoli. Czułam, że nasz niemy pojedynek nie ma sensu i odwróciłam wzrok, ale bez uczucia porażki. Wręcz przeciwnie, miałam wrażenie, że właśnie wygrałam małą bitwę. Powoli przejechałam wzrokiem po reszcie grupy. -Miło mi was poznać.
-Nam również. - odparł Peter ku mojemu zaskoczeniu. -Josh nie zdążył nam wytłumaczyć dokładnie co się stało. - Spojrzał na Josha. Miałam wrażenie, że porozumiewają się telepatycznie, co było całkiem możliwe.
-Może najpierw wejdźmy. -zaproponowała Lia.
Dziewczyna nawet po wejściu do budynku nie zdjęła okularów.
Wszyscy zgodzili się wejść do środka i chwilę później rozsiedliśmy się w dużej jadalni. W pomieszczeniu panował półmrok. Świeciła się tylko jedna lampa nad dziesięcioosobowym stołem. Zasiedliśmy za nim jak na jakiejś naradzie. Ciemne kąty napawały mnie niepokojem. Wciąż czułam się niepewnie wśród przyjaciół Josha. Szczególnie przy Peterze i Kadmos. Ale musiałam przyznać, że Peter przynajmniej nie okazywał niechęci otwarcie.
Przerwał ciszę, która zawisła nieprzyjemnie w powietrzu:
-Ktoś włamał się do twojego mieszkania? - zwrócił się do mnie.
Pokręciłam przecząco głową. Wszyscy uważnie się we mnie wpatrywali, co napawało mnie jeszcze większym skrępowaniem. Byłam przyzwyczajona do tego, że ktoś się na mnie gapił, ale to było co innego. To było prawie jak przesłuchanie, gorsze niż to przeprowadzone przez detektywa Charlsa. Występowałam przed milionami, a czułam się nie konfortowo przy piątce nastolatków.
-Jessica, moja ciotka zrobiła imprezę. Na którą zresztą i tak nie przyszła. - pokręciłam głową z dezaprobatą. -Rozmawiałam akurat z Joshem, kiedy w kuchni zauważyłam czerwone krople... krople krwi. Poszłam ich śladami do pokoju Jessici i zobaczyłam dziewczynę... we krwi. I chłopaka. - Irytowało mnie, że mój głos zdradza jak bardzo jestem zdenerwowana. Nie patrzyłam na żadne z nich; wpatrywałam się w blat stołu jakbym tam widziała obraz całego tego zajścia. -Gdy zorientował się, że weszłam do pokoju, odwrócił się do mnie. Jego twarz i koszulka była czerwona. Podszedł do mnie, ale szybko zrezygnował i wyskoczył przez okno.
Na moje ostatnie słowa Peter i Josh wymienili ponure spojrzenia. Zanim zdążyłam o cokolwiek zapytać uprzedził mnie Peter:
-A co z dziewczyną?
-Zabrali ją do szpitala. Mam nadzieję, że z tego wyjdzie. - powiedziałam ciszej sama do siebie.
To nie twoja wina. Odezwał się w mojej głowie Josh, wyczuwając moje rosnące poczucie winy.
Nie zgadzałam się z nim. Gdybym pilnowała całą tę zgraję może bym temu zapobiegła. Choć raz mogłam dostać wizji. To by wiele zmieniło.
Tego nie wiesz.
Cicho westchnęłam. Miał rację. I on to wiedział.
Przez dłuższą chwilę wszyscy milczeli. Nie, wcale nie milczeli. Po prostu ja ich nie słyszałam. Popatrzyłam na wszystkich po kolei. Postanowiłam przerwać tę niemą rozmowę:
-O co chodzi?
-Ty jej to powiesz. - zwrócił się do Josha Peter.
Prawie wszyscy pokiwali głową. Oprócz Hekate i Nicka.
-Co powie? - zapytałam.
Spojrzałam pytająco na Josha, który nie odrywał wzroku od swojego - jak widać - przywódcy. Po kilku sekundach, gdy myślałam, że już mi nie odpowie, oderwał wzrok i spojrzał na mnie.
-Ten chłopak jest wampirem. - oznajmił powoli, ważąc każde słowo. Był śmiertelnie poważny.
Przez chwilę wyczekiwałam dalszego ciągu. Albo wybuchu śmiechu. Byłam pewna, że sobie ze mnie żartują. W końcu nie wytrzymałam i parsknęłam śmiechem. Spojrzałam na każdego po kolei. Byli śmiertelnie poważni. Opanowałam się trochę i skupiłam wzrok na Joshu.
-Robicie sobie ze mnie jaja. No nie? - Opanowała mnie złość na nich,. -To poważna sprawa, a wy sobie ze mnie żartujecie.
Wstałam, nie czekając na żadną reakcję z ich strony. Wiedziałam, że popełniam błąd przyjeżdżając do nich. Doszłam do drzwi, ale nie zdążyłam nawet sięgnąć do klamki. Drogę zastąpił Josh. Zjawił się tak szybko, nie zauważyłam kiedy wstał z krzesła. Nawet nie zauważyłam kiedy mnie minął. Poruszał się równie szybko jak tamten chłopak.
Instynktownie cofnęłam się do tyłu. Ogarnęła mnie lekka fala strachu.
Nie bój się mnie. Nic ci nie zrobimy. Nie jesteśmy tacy jak on. Zapewnił mnie spokojny głos Josha.
-Nie żartujemy. - odezwała się z tyłu Lia. -Nie mamy ku temu powodu. Nie chcemy cię wystraszyć. Możesz nam zaufać. - jej głos był kojący i miły. Chciałam im zaufać, ale nie wierzyłam w to co mówili o tym chłopaku.
Nie odwróciłam się do niej. Josh przyszpilił mnie swoim wzrokiem, nie mogłam odwrócić wzroku. Nie chciałam. Było coś hipnotyzującego w jego spojrzeniu, ale jeszcze głębiej ujrzałam emocje, których nie okazywała jego twarz. Ból, cierpienie, strach. Gniew. Ukrywał te emocję głęboko w swej duszy. Nie dopuszczał nawet odrobiny z tych emocji do myśli, które wysyłał do mnie.
Poczułam lekki ucisk w głowie, ledwo wyczuwalny. Josh zmarszczył czoło, wciąż skupiony na mojej twarzy. Po chwili przeniósł wzrok na kogoś stojącego za mną. Nie odezwał się słowem. Ucisk zniknął. Odniosłam ulgę, uwalniając się spod jego spojrzenia.
Bezszelestnie podeszła do nas Hekate i stanęła naprzeciwko mnie
-Alyson, spójrz na mnie. - poprosiła łagodnym głosem.
Niechętnie podniosłam na nią wzrok. Zatopiłam się w czarnych jak noc oczach. Coś mnie do niej przyciągało. Chciałam podejść bliżej. Jednak jakaś myśl nie pozwalała mi uczynić nawet kroku. Zakręciło mi się w głowie. Znowu poczułam ucisk w głowie, tym razem o wiele większy. Uniosłam rękę do twarzy i ze zdziwieniem dostrzegłam, że się trzęsie. Na chwilę przymknęłam oczy. Gdy je otworzyłam zobaczyłam ciemne plamki. Odsunęłam się krok do tyłu. Potem kolejny. Poszukałam ręką jakiegoś podparcia.
Nie zdążyłam nic zrobić. Po chwili ogarnęła mnie ciemność.
Ale zanim całkowicie straciłam przytomność w moim umyśle utworzyła się pewna myśl. Oni są wampirami. Ta myśl była tak oczywista, jakbym wiedziała to od dawna tylko o tym zapomniała... Jakbym wcześniej to zapowiedziała.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz