Mamy
kłopoty. Powiedział Nick.
Kolejna
nastolatka? Zakpił Peter.
Prychnąłem.
Ta nastolatka jest czarownicą, od której wampiry coś chcą.
No
właśnie z nimi mamy kłopot. Odpowiedział Nick.
Gdzie
są? Zapytał Peter.
Zerknąłem
na Alyson. Wyglądała na wkurzoną. Jak anioł, który mógłby
jednym skinieniem ręki zdmuchnąć wioskę z powierzchni ziemi.
Urocza I jednocześnie śmiertelnie niebezpieczna. Taka jej uroda.
A
jak myślisz? Dobijają się do Magazynu. Zamilkł na chwilę po
czym gwizdnął przeciągle. I po twoim aucie.
Co?
Zawołał Peter. Mam nadzieję, że miałeś na myśli jego
auto.
Nie,
niestety. Mniej gadania więcej działania. Ponaglił Nick
Swoim
samochodem bym się tak nie przejął, ale Peter to co innego. To
jego oczko w głowie. Nikomu nie pozwala go ruszać, nawet nazwał
ten samochód. Elizabeth, czyż nie uroczo? Wielka szkoda, gdyby jego
autko uległo zniszczeniu.
-Poczekaj
tu. - zwróciłem się do Alyson.
Wybiegłem
z pokoju ostatni raz zerkając na dziewczynę. Nic się jej nie
stanie przez ten czas.
Okazało
się, że wampirów było tylko dziewięć. W każdym razie tylko
tylu naliczyłem. Rzuciłem się na pierwszego z brzegu. Kadmos,
Peter, Lamia, Nick I Hekate zajęli się już pozostałymi. Szanse
wydawały się nierówne, ale radziliśmy sobie z gorszymi
sytuacjami. Jak ta akcja, gdy zaatakowaliśmy grupę wampirów
niedaleko Denver. Byliśmy niemal pewni, że jest to mała grupka,
niestety okazało się, że trafiliśmy na zjazd rodzinny. Nasza
siódemka przeciwko setce. Było ciężko i nie obyło się bez
ofiar. To wtedy straciliśmy Iona.
Porzuciłem
myśl zanim się rozwinęła, powaliłem wampira na ziemię i
wprawnym ruchem zakończyłem jego życie. Ruszyłem na kolejnego
potwora. Był silny i szybki. Dorównywał mi wzrostem i wagą,
trudny przeciwnik, a takich lubię najbardziej. Unikał moich ciosów
raz za razem, tak samo jak ja jego. Skoczył na mnie, a ja uniknąłem
ataku, odskakując w bok. Korzystając z okazji zamachnąłem się
pięścią w jego twarz, ale wprawnie zatrzymał moją rękę kilka
centymetrów od swojej twarzy. Uśmiechnął się, ewidentnie ciesząc
się z walki tak samo jak ja. Staliśmy w bezruchu, uważnie
obserwując przeciwnika. Żaden z nas nawet nie drgnął.
-Ona
należy do nas. Nie do was. - odezwał się szyderczym głosem
wampir.
Osłupiałem,
nie spodziewałem się rozmowy z przeciwnikiem. Krążyliśmy wokół
siebie, oceniając swoje szanse, czekając na odpowiedni moment.
-O
kim mówisz? - zapytałem, choć domyślałem się o kim mówił.
-Nie
udawaj, że nie wiesz. Ta ślicznotka należy do nas.
-Nie
dotkniesz jej.
Wampir
roześmiał się.
-Jej
przeznaczenia nie zmienisz. - Zlustrował mnie od stóp do głów z
pogardliwym uśmieszkiem. -Ma zostać z takimi zdrajcami jak wy? Na
pewno nie.
-Chyba
nie masz pojęcia co znaczy słowo zdrajca. - odparłem.
Z
dzikim rykiem ruszył na mnie i powalił na ziemię. Nie zostałem mu
długo dłużny i po chwili pochylałem się nad nim, przygotowując
się do ostatecznego ciosu.
-Pojawią
się kolejni. - odezwał się wampir. Z wściekłym warknięciem
wbiłem sztylet w jego serce.
Wstałem
z brudnej powierzchni asfaltu i wytarłem dłonie i sztylet o
spodnie. Rozejrzałem się, widząc, że reszta sobie radzi.
Natychmiast podbiegłem do najbliżej mnie Lamii, która biła się z
dwoma wampirami naraz. Tym razem szybko rozprawiłem się z
przeciwnikiem, nie tracąc czasu na rozmowę.
Gdy ostatnie ciosy zostały rozdane, a przeciwnicy pokonani, między drzewami rozbłysły lampy samochodowe. Wyczuwając jakiegokolwiek zagrożenia, obserwowaliśmy jak auto podjeżdża coraz bliżej. Rozluźniłem się, rozpoznając Mitsubishi Hope. Ale nie do końca; nauczyłem się być zawsze czujnym. Hope wysiadła z samochodu i rozejrzała się dookoła.
-Ta to ma wyczucie. - parsknęła Kadmos. -Trochę się spóźniłaś.
Pokiwała głową, spoglądając na rozrzucone wszędzie prochy zniszczonych wampirów.
-Istotnie.Nie da się nie zauważyć. - Zwróciła swoje zimne oczy ku mnie. -Co z dziewczyną?
-Czeka w salonie. - Tak nazwaliśmy pokój, w którym jedliśmy i spędzaliśmy większość czasu kiedy nie siedzieliśmy w swoich pokojach albo gdy nie byliśmy na polowaniach.
Gdy ostatnie ciosy zostały rozdane, a przeciwnicy pokonani, między drzewami rozbłysły lampy samochodowe. Wyczuwając jakiegokolwiek zagrożenia, obserwowaliśmy jak auto podjeżdża coraz bliżej. Rozluźniłem się, rozpoznając Mitsubishi Hope. Ale nie do końca; nauczyłem się być zawsze czujnym. Hope wysiadła z samochodu i rozejrzała się dookoła.
-Ta to ma wyczucie. - parsknęła Kadmos. -Trochę się spóźniłaś.
Pokiwała głową, spoglądając na rozrzucone wszędzie prochy zniszczonych wampirów.
-Istotnie.Nie da się nie zauważyć. - Zwróciła swoje zimne oczy ku mnie. -Co z dziewczyną?
-Czeka w salonie. - Tak nazwaliśmy pokój, w którym jedliśmy i spędzaliśmy większość czasu kiedy nie siedzieliśmy w swoich pokojach albo gdy nie byliśmy na polowaniach.